sobota, 9 marca 2013

Niebo jest tutaj...kierunek Broad Peak!

Niestety po raz kolejny jestem zmuszona przytoczyć następujące słowa: "Jak giniesz w górach to taka śmierć nie ma żadnego sensu, bo wspinamy się dla siebie i własnej przyjemności."
Czy i Oni podzielali tę opinię? Myślę, że tak...
Przecież każdy z nich żył w zgodzie z zasadą, że gór bezpiecznych nie ma; doskonale zdawali sobie sprawę, że góry zwłaszcza te najwyższe mogą być niebezpieczne. Ale też żaden z nich nie myślał o śmierci i tym bardziej nie wspinał się po to by z nią igrać.
Dla nich wspinaczka stanowiła sposób na walkę z codziennością, była sensem istnienia... Nie nam oceniać czy tego typu podejście było słuszne, czy też nie!
Jedno o czym pragnę teraz przypomnieć jest fakt, że góry same w sobie są pełne sprzeczności. Olśniewają nas swoim pięknem, kuszą do zdobycia ich poszarpanych grani, ale jednocześnie surowo wyznaczają granice naszych możliwości. Pozwalają ci podjąć lub odrzucić wyzwanie...Nie chodzi tutaj o odniesiony sukces czy porażkę, lecz po prostu o swoją obecność, o "tam" i dokonywanie wyborów.
Oni go dokonali, zastanawiając się jednocześnie czy wybór, aby był słuszny. Ale wraz ze zdrowym rozsądkiem kotłowały im się słowa: tylko ten kto nie jest wystarczająco odważny by podjąć ryzyko, niczego w życiu nie osiągnie...
Dla mnie osobiście byli Oni wierną kopią George'a Mallory'ego, dla którego wspinaczka była nakazem płynącym z głębi serca. Bardzo rzadko w ówczesnym świecie trafiają się osoby, które gorąco wierzą, że trzeba próbować urzeczywistnić każdy swój sen... Który do końca wystawiał ich życie na najcięższa próbę.
Jednego jestem pewna: "Alpinistom, którzy w górach zapłacili za swoją pasję najwyższą cenę winni jesteśmy pamięć." W związku z tym w milczeniu, bez zbędnych słów, które obecnie i tak niczego nie wniosą i bynajmniej nie zmienią biegu wydarzeń, wspominajmy tych, którzy już na zawsze pozostaną tam gdzie było ich serce...

S.Kogut

wtorek, 11 grudnia 2012

O miłości i grawitacji...


Niejednokrotnie wertując stronice różnorodnych czasopism spotykałam się ze zdaniem, iż: Alpinizm to sytuacja bez wyjścia; ciężko z nim żyć, a bez niego też się nie da. To taka niezbyt udana miłość. Tyle, że w tym związku to my musimy być tymi "cierpliwymi", a przede wszystkim musimy więcej wkładać w ten związek. Tak, nie jest to bynajmniej literówka, bądź metafora. Sam Steve House w jednym z wywiadów powiedział, że: Wchodzimy w związki z górami; On zakochał się w Nanga Parbat, a ja w Tatrach, i to jest ta "pierwsza miłość", która spędza mi sen z powiek. Wiadomym jest przecież, że człowiek uzależniony od gór jest nie do wyleczenia. Może to wynika z samego faktu, iż "pierwszej miłości się nie zapomina?" Kto wie...
Wiem natomiast jedno; wspinanie w nich stało się sposobem na walkę z codziennością, na radość życia, cała reszta to szum! Góry umożliwiają mi oddalenie się od spraw codziennych, choć nie oznacza to ucieczki, a tylko potrzeby znalezienia względem nich dystansu... Uczą pokory, inspirują do działania oraz przekroczenia bariery wyobraźni. Bo czym innym jest wspinanie jak nie możliwością wzniesienia się ponad siebie wbrew ogólnie przyjętym prawom fizyki?

S. Kogut


                                      

                                      

Zdjęcia zostały zrobione po przeprowadzeniu przeze mnie dróg: Robakiewicza i Przez Płytę na Mnichu!
Kolejny cel zrealizowany!





czwartek, 20 września 2012

Ekspercie pamiętaj o tym, że lawina może nie wiedzieć, że jesteś ekspertem!

Nie jeden zapatrując się w powyższy tytuł, rzekłby: wieje tanią przestrogą i zakrawa o przysłowiowe prawienie kazań...
Przyznam, iż w gruncie rzeczy coś w tym może być, ale tak naprawdę tekst powstał dla tych, którzy chcą  napawać się górskimi widokami znacznie dłużej i nie obce jest im zdanie: dobry alpinista, to stary alpinista...
Ktoś, kiedyś powiedział: zima to nie sezon, to zawód... Czy się z tym zgadzam? W sumie to nieistotne... Tak naprawdę najważniejsze w tym wszystkim jest chyba rozsądek. Należy zwalczać w samym sobie to fałszywe przekonanie, że istnieją w górach bezpieczne drogi. Można by rzec, iż góry dają nam radość, ale pod jednym warunkiem, że się je szanuje i nie lekceważy, że staramy się pamiętać o żywiole, w obcowaniu, z którym obowiązują ściśle określone prawa. Jeden mały błąd, brak rozwagi, a w rezultacie złamanie tych praw, kosztuje bardzo drogo...Ceną jest ludzkie życie...
W tym przypadku statystki grupy ratunkowej TOPR są dosyć klarowne. Od 1909 roku odnotowano w Tatrach Polskich ponad 250 przypadków zasypania zwałami śniegu, a ponad 90 osób nie udało się uratować.
Kiedyś Denis Urubko powiedział: jak giniesz w górach to taka śmierć nie ma sensu, bo wspinamy się tylko dla siebie i własnej przyjemności. Należy tylko pamiętać, aby to nasze samozadowolenie, które pragniemy nieustannie karmić, nie przerosło granicy ryzyka. Gór łatwych nie ma i każdy z nas powinien zdawać sobie z tego sprawę...
Czy to oznacza, że powinniśmy zostać w domu?? Oczywiście, że NIE!!! Problem tkwi jedynie w nas samych. Jak powiedział Zbigniew Ładygin: zdecydowanej większości wypadków można było uniknąć - wystarczyło minimum wiedzy, przezorności i zdrowego rozsądku...
Nie bezkozery podkreśliłam te dwa słowa...Sama na podstawie swoich wlasnych doświadczeń i obserwacji wiem, iż ten element w górach może zaważyć w niejednej sytuacji...Dlatego zgodnie z cytatem: wiedza to majątek, którego złodziej nie ukradnie, ale i którego w spadku się nie otrzymuje; postanowiłam swoją wiedzę zgłębić na kursie lawinowym.
Ku memu zaskoczeniu wśród moich znajomych słyszałam głównie: po co Ci to??? Pozostało mi jedynie odpowiedzieć: przezorny zawsze ubezpieczony...Im większa moja wiedza, na ich temat, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że to ja stanę się podstawowym czynnikiem wywołania zejścia lawiny.
Przyznam szczerze, iż była to jedna z lepszy decyzji, jaka podjęłam w swoim życiu. Sam kurs skonstruowany był w sposób perfekcyjny i tutaj Wielkie ukłony dla ekipy Fundacji im. Anny Pasek!!
Nie zabrakło wykładów, które mają się nijak do tego co oferują nam uczelnie;) Chyba wszyscy wiemy do czego dążę, ale nie o tym... Duży nacisk kładziono na umiejętności praktyczne. Każdy z uczestników mógł się nauczyć, jak efektywnie wykorzystać zestaw lawinowy w praktyce, do czego służy detektor i dlaczego, wybierając się zimą w góry, jego posiadanie z perspektywy naszego bezpieczeństwa jest kluczowe. Kolejnym atutem tego szkolenia, była cena... Każdy student to w zupełności zrozumie...
I tu kolejne miłe zaskoczenie, jak powiedział w wywiadzie Adrian Zelga (członek fundacji, który bezpośrednio czuwa nad organizacja szkoleń lawinowych) w odpowiedzi na zdanie dziennikarki: Normalnie takie szkolenia kosztują kilkaset złotych...Świadomie wykraczamy poza pewien standard. Przecież w góry wybierają się nie tylko profesjonaliści, którzy grube pieniądze wydają na wysokiej klasy sprzęt, ale także ludzie młodzi, pasjonaci niemogący sobie pozwolić na drogie wyposażenie. Tym bardziej takie szkolenie wydaje się im zbytecznym wydatkiem.
Przechodząc do meritum... Myślę, iż każdy z Was powinien się zastanowić, czy aby ten kurs nie byłby Wam przydatny... Powiadają, że: najwyraźniej górska śmierć jest nieodłącznym elementem górskiego życia...Ale czy, aby na pewno?
S. Kogut





niedziela, 26 sierpnia 2012

Jak sobie pościelisz…..



Jak sobie pościelisz – tak się wyśpisz, mówi stare polskie przysłowie. Sen ma ogromne znaczenie dla człowieka – zwłaszcza w okresach wzmożonej aktywności fizycznej. Musi on w odpowiedni sposób zregenerować przemęczony organizm. Należy dobrze się wyspać w górach, ale tez nie zawsze jest sposób, dlatego postanowiłam napisać słów kilka na temat moich własnych pomysłów i metod na polepszenie snu, a także przedstawić Wam rzeczy z jakich korzystałam w warunkach zbliżonych do zimowych - do wysokości 4000 m n.p.m.
Generalnie na wstępie muszę zaznaczyć, ze należę do tej grupy osób, którym wiecznie jest zimno, więc staram się bezustannie polepszać sobie warunki snu.
Najważniejsza jest podłogaJ O jakości naszego snu decyduje wiele warunków – jednym z nich jest wygoda. W górach nie rzadko spotykamy się z koniecznością spania na kamieniach, lub na śniegu. Opcja z kamieniami jest jedną z najniewygodniejszych i nie rzadko pomimo usilnych starań ułożenia sobie podłogi – rankiem czujemy każdy wystający kamień.
Dobrym rozwiązaniem jest niedoceniana dotąd przeze mnie mata samopompująca. Pomimo, iż nie pompuje się ona do wielkości łóżka to ten prawie centymetr, bądź więcej (zależy od maty) daje naprawdę wiele. Ja używam maty Fjord Nansen – Kerjag. Ponadto cóż tu ukrywać jest ona genialnym rozwiązaniem dla zmarzluchów ponieważ – izoluje od zimnego podłoża i bije od niej ciepełkoJ Na śniegu śpiąc w namiocie warto zainwestować w dodatkową folię NRC, którą rozkładamy w całym namiocie (doskonała izolacja), na to karimaty – zwykłe – za grosze z polskich supermarketów sportowych i mata samo pompująca. Spanko jak ta lala.

Mata samopompująca Fjord Nansen Kerjag

Mata piankowa Quechua.
Folia NRC



Kolejna rzecz – śpiwór. Przyznam szczerze, że kupując ostatni śpiwór spędziłam około dwóch miesięcy na szeroko zakrojonym reaserchu! Do wyboru mamy mnóstwo śpiworów, począwszy od lekkiego puchu – do nieco cięższych syntetyków. Przyznam szczerze, że pomimo wahań co do wagi wybrałam śpiwór syntetyczny. Na mojej decyzji zaważyło kilka ważnych aspektów, mianowicie – strach przed namoknięciem – co w przypadku śpiworka puchowego łączyłoby się z masakrą, poza tym mój śpiworek po rozłożeniu ( Marmot Wave III) robi wrażenie ciepłej puchowej kołderki. Śpiwór przetestowany w warunkach zimowych – w temperaturze na zewnątrz namiotu sięgającej minus 20 stopni. Można oczywiście jeszcze polepszyć warunki cieple wewnątrz śpiwora poprzez kilka trików. Ja oczywiście jako zmarzluch dbając o ciepło stóp, a jednocześnie oszczędzając pieniążki wkładałam stopy do swetra puchowego i dopiero do śpiworka. Niektórzy stosują jeszcze inną metodę docieplenia – osobiście nie sprawdziłam – okrywają się wewnątrz śpiwora folią NRC – ponoć znacznie zwiększa komfort cieplny – jedyny minus – szeleści przy każdym ruchu. Kiedyś sprawdzę. 

Spiwór Marmot Wave III.

Ostatnia ważną rzeczą jest to w czym śpimy. Nie ma co się przegrzewać i pocić, więc należy znaleźć najbardziej optymalne indywidualne rozwiązanie. Mogę się zatem wypowiedzieć jedynie na temat mojego subiektywnego doświadczenia. Przy plusowej temperaturze śpię w bluzce z krótkim rękawem Micro firmy SportActiv oraz kalesonach micro. Przy temperaturze ujemnej używałam zestawu Merino Super Soft. Ubrania dawały mi komfort przez całą noc. Sprawdzone zostały zarówno w warunkach letnich w polskich Górach jak również i w Alpach. 


Koszulka Micro SportActiv





Kalesony Micro SportActiv

Zestaw Merino Super Soft SportActiv

Dobry sen i odpoczynek stanowią bez wątpienia ważny element wypraw górskich. Dlatego też warto wypracować sobie swoje sposoby na zapewnienie odpowiednich warunków oraz komfortu snu.
E. Sadowska