środa, 4 lipca 2012

Nie ma złej pogody. Jest tylko nieodpowiednia odzież!


           Jak ważna jest odpowiednia odzież w Górach nie trzeba przypominać żadnemu turyście. Podstawową zasadą jest wielowarstwowe ubieranie się na górskie wędrówki. Każda warstwa ma spełniać określone funkcje i we właściwy dla siebie sposób zapewniać nam komfort.

            Pierwsza warstwa ubrania jest niezwykle ważna, gdyż to z nią bezpośrednio ma kontakt nasza skóra. Przede wszystkim powinna chronić nasz organizm przed chłodem, a także odprowadzać pot i wilgoć na zewnątrz. Bawełniane koszulki popularne wśród turystów nie spełniają oczekiwań wytrawniejszych turystów. Firmy z odzieżą outdorową prześcigają się w wymyślaniu nowych technologii.

            Podczas naszego tatrzańskiego weekendu mieliśmy okazję wypróbować odzież termoaktywną firmy MotoActiv. Mimo, iż jest przeznaczona w szczególności dla motocyklistów, na górskich szlakach spełniła nasze oczekiwania. Wypróbowaliśmy bluzę z zamkiem Merino Soft, koszulki termiczne Micro z krótkim rękawem a także skarpetki Coolmax classic i Merino Basic.

            Zarówno bluza Merino Soft wykonana w 100 % z micro fibry wełny merynosa jak i koszulka Micro z microfibry sprawdziły się stuprocentowo w zmieniających się tatrzańskich warunkach. Przede wszystkim doskonale odprowadzają wilgoć na zewnątrz co stanowi podstawową funkcję pierwszej warstwy odzieży. Zapewniają także doskonały komfort termiczny. Specjalny krój zarówno bluzy jak i koszulek – przedłużony tył – sprawdza się idealnie podczas wspinaczki wymuszającej wykonywanie nierzadko długich ruchów.

            Cieńsze skarpety sprawdziły się podczas podejść i wspinaczki. Przy odpowiednim doborze butów dają komfort termiczny. Grubsze sprawdzone podczas biwaku i noclegu w kolebie dawały ciepełko naszym zmęczonym nogom.

            Odzież, którą mogliśmy użytkować podczas wspinania w Tatrach dzięki firmie MotoActiv sprawdzona została zarówno w niedzielnym słońcu i wysokich temperaturach, jak również podczas chłodnego i bardzo mokrego poniedziałku i wietrznej nocy. Testy przebiegły nad wyraz pozytywnie. Przyznam szczerze, że przywiązana dotychczas do znanych marek outdoorowych pozytywnie zaskoczyłam się jakościa odzieży MotoActiv
















Kolejne testy to już dłuższe wyprawy – Mont Blanc i Karakorum.
Dziękujemy serdecznie naszym sponsorom za pomoc i fantastyczne ubrania!   


E. Sadowska

wtorek, 3 lipca 2012

Każdy ma swój Everest!


Ile naprawdę myślami jestem w domu, a ile w górach??- Nie wiem. Wiem za to jedno, myślami powracam do gór, ponieważ krótka pamięć podpowiada mi, iż zapomniałam już tak wiele... Słowa może i górnolotne, aczkolwiek, patrząc wstecz, nigdy bym nie pomyślała, iż dopnę swego...teraz już wiem, ze nigdy nie należy rezygnować z celu tylko dlatego, iż osiągniecie go wymaga czasu... Przecież czas i tak upłynie...

I tak oto po niespełna miesiącu spakowałam się i pognałam w kierunku dworca autobusowego ze słowami na ustach: "byle w Tatry, nie w sprawy ludzkie"...

A tam już czekała mnie pełnia szczęścia...

Góry to takie specyficzne miejsce, tam człowiek w mig zapomina o nękających go problemach, odrywa się od powszechnej, szarej rzeczywistości, to tam spotyka interesujących ludzi i nieraz zdobywa przyjaciół na lata...

W sumie tak było i z nami...Zbieg okoliczności, zrządzenie losu, zwał jak zwał, jedno jest pewne to między innymi dzięki nim osiągnęłam już "tak wiele"...Mowa o nikim innym jak o: Edycie i Maćku vel. Waflu...
Po sukcesie z 30.04. gdy wraz z Maćkiem stanęliśmy na Ciemnosmreczyńskiej Turni (2142 m n.p.m), tym razem w trójkę z nadzieją, przyglądaliśmy się poszarpanej grani Świnicy i Kościelca...Fakt, faktem po wietrznej i deszczowej nocy to początkowo w kolebie, to w namiocie, miny nasze nie odzwierciedlały tego co się działo w naszych głowach...

Nieważne było dla nas samo osiągnięcie wierzchołka, lecz droga do niego…

Dla nas wejście na szczyt normalnymi drogami, wiodącymi przez szlaki turystyczne stają się powoli męką i udręką. Każdy z nas marzy o przejściu czegoś, co w danym momencie przekracza bariery wyobraźni i strachu. Tak było i tym razem. W sumie plany były bardziej ambitne, aczkolwiek i tym razem pogoda w sposób wymowny zweryfikowała je i jedyne na co nam „pozwoliła” to wejście na Świnicę (2301 m n.p.m) Granią Sieczki…Pocieszające jest jedno: co ma wisieć nie utonie, góry nadal będą na nas czekać…A my w tym czasie będziemy snuć kolejne plany…(wrzesień: Droga Gnojka, Kościelec(2155 m n.p.m); a w lipcu może Mnich (2068 m n.p.m)? Kto wie…)

S. Kogut



Koleba

Grań Sieczki