czwartek, 20 września 2012

Ekspercie pamiętaj o tym, że lawina może nie wiedzieć, że jesteś ekspertem!

Nie jeden zapatrując się w powyższy tytuł, rzekłby: wieje tanią przestrogą i zakrawa o przysłowiowe prawienie kazań...
Przyznam, iż w gruncie rzeczy coś w tym może być, ale tak naprawdę tekst powstał dla tych, którzy chcą  napawać się górskimi widokami znacznie dłużej i nie obce jest im zdanie: dobry alpinista, to stary alpinista...
Ktoś, kiedyś powiedział: zima to nie sezon, to zawód... Czy się z tym zgadzam? W sumie to nieistotne... Tak naprawdę najważniejsze w tym wszystkim jest chyba rozsądek. Należy zwalczać w samym sobie to fałszywe przekonanie, że istnieją w górach bezpieczne drogi. Można by rzec, iż góry dają nam radość, ale pod jednym warunkiem, że się je szanuje i nie lekceważy, że staramy się pamiętać o żywiole, w obcowaniu, z którym obowiązują ściśle określone prawa. Jeden mały błąd, brak rozwagi, a w rezultacie złamanie tych praw, kosztuje bardzo drogo...Ceną jest ludzkie życie...
W tym przypadku statystki grupy ratunkowej TOPR są dosyć klarowne. Od 1909 roku odnotowano w Tatrach Polskich ponad 250 przypadków zasypania zwałami śniegu, a ponad 90 osób nie udało się uratować.
Kiedyś Denis Urubko powiedział: jak giniesz w górach to taka śmierć nie ma sensu, bo wspinamy się tylko dla siebie i własnej przyjemności. Należy tylko pamiętać, aby to nasze samozadowolenie, które pragniemy nieustannie karmić, nie przerosło granicy ryzyka. Gór łatwych nie ma i każdy z nas powinien zdawać sobie z tego sprawę...
Czy to oznacza, że powinniśmy zostać w domu?? Oczywiście, że NIE!!! Problem tkwi jedynie w nas samych. Jak powiedział Zbigniew Ładygin: zdecydowanej większości wypadków można było uniknąć - wystarczyło minimum wiedzy, przezorności i zdrowego rozsądku...
Nie bezkozery podkreśliłam te dwa słowa...Sama na podstawie swoich wlasnych doświadczeń i obserwacji wiem, iż ten element w górach może zaważyć w niejednej sytuacji...Dlatego zgodnie z cytatem: wiedza to majątek, którego złodziej nie ukradnie, ale i którego w spadku się nie otrzymuje; postanowiłam swoją wiedzę zgłębić na kursie lawinowym.
Ku memu zaskoczeniu wśród moich znajomych słyszałam głównie: po co Ci to??? Pozostało mi jedynie odpowiedzieć: przezorny zawsze ubezpieczony...Im większa moja wiedza, na ich temat, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że to ja stanę się podstawowym czynnikiem wywołania zejścia lawiny.
Przyznam szczerze, iż była to jedna z lepszy decyzji, jaka podjęłam w swoim życiu. Sam kurs skonstruowany był w sposób perfekcyjny i tutaj Wielkie ukłony dla ekipy Fundacji im. Anny Pasek!!
Nie zabrakło wykładów, które mają się nijak do tego co oferują nam uczelnie;) Chyba wszyscy wiemy do czego dążę, ale nie o tym... Duży nacisk kładziono na umiejętności praktyczne. Każdy z uczestników mógł się nauczyć, jak efektywnie wykorzystać zestaw lawinowy w praktyce, do czego służy detektor i dlaczego, wybierając się zimą w góry, jego posiadanie z perspektywy naszego bezpieczeństwa jest kluczowe. Kolejnym atutem tego szkolenia, była cena... Każdy student to w zupełności zrozumie...
I tu kolejne miłe zaskoczenie, jak powiedział w wywiadzie Adrian Zelga (członek fundacji, który bezpośrednio czuwa nad organizacja szkoleń lawinowych) w odpowiedzi na zdanie dziennikarki: Normalnie takie szkolenia kosztują kilkaset złotych...Świadomie wykraczamy poza pewien standard. Przecież w góry wybierają się nie tylko profesjonaliści, którzy grube pieniądze wydają na wysokiej klasy sprzęt, ale także ludzie młodzi, pasjonaci niemogący sobie pozwolić na drogie wyposażenie. Tym bardziej takie szkolenie wydaje się im zbytecznym wydatkiem.
Przechodząc do meritum... Myślę, iż każdy z Was powinien się zastanowić, czy aby ten kurs nie byłby Wam przydatny... Powiadają, że: najwyraźniej górska śmierć jest nieodłącznym elementem górskiego życia...Ale czy, aby na pewno?
S. Kogut