wtorek, 11 grudnia 2012

O miłości i grawitacji...


Niejednokrotnie wertując stronice różnorodnych czasopism spotykałam się ze zdaniem, iż: Alpinizm to sytuacja bez wyjścia; ciężko z nim żyć, a bez niego też się nie da. To taka niezbyt udana miłość. Tyle, że w tym związku to my musimy być tymi "cierpliwymi", a przede wszystkim musimy więcej wkładać w ten związek. Tak, nie jest to bynajmniej literówka, bądź metafora. Sam Steve House w jednym z wywiadów powiedział, że: Wchodzimy w związki z górami; On zakochał się w Nanga Parbat, a ja w Tatrach, i to jest ta "pierwsza miłość", która spędza mi sen z powiek. Wiadomym jest przecież, że człowiek uzależniony od gór jest nie do wyleczenia. Może to wynika z samego faktu, iż "pierwszej miłości się nie zapomina?" Kto wie...
Wiem natomiast jedno; wspinanie w nich stało się sposobem na walkę z codziennością, na radość życia, cała reszta to szum! Góry umożliwiają mi oddalenie się od spraw codziennych, choć nie oznacza to ucieczki, a tylko potrzeby znalezienia względem nich dystansu... Uczą pokory, inspirują do działania oraz przekroczenia bariery wyobraźni. Bo czym innym jest wspinanie jak nie możliwością wzniesienia się ponad siebie wbrew ogólnie przyjętym prawom fizyki?

S. Kogut


                                      

                                      

Zdjęcia zostały zrobione po przeprowadzeniu przeze mnie dróg: Robakiewicza i Przez Płytę na Mnichu!
Kolejny cel zrealizowany!